0
Balbek 2 grudnia 2015 23:10
Opis jest trochę chaotyczny ale od podróży minęło już trochę czasu więc piszę co mi się w danej chwili przypomni.

Naszą podróż zaplanowaliśmy kilka miesięcy wcześniej. Z racji tego, że mogliśmy lecieć tylko w drugiej połowie sierpnia, nie mogliśmy czekać na żadne superpromocje - musieliśmy być pewni, że lecimy. W lutym lub marcu wykupiliśmy bilety w promocji Emirates - loty Warszawa-Pekin oraz Tokio-Warszawa (oba oczywiście przez Dubaj). Cena ok. 2300 zł/os. (w porównaniu z promocjami za 1000 i parę to dużo ale lecimy w wysokim sezonie w określonym terminie więc nie możemy wybrzydzać, a do tego nie interesują nas loty z dwoma przesiadkami czy czekanie 7 i więcej godzin na lotnisku). Początkowo chcieliśmy poprzestać na tych dwóch miastach ale stwierdziliśmy, że dokładając trochę zaliczymy jeszcze Hongkong. Na Kayak.pl znaleźliśmy loty Pekin-Hongkong-Tokio liniami Cathay Pacific za 1400 zł/os. (bilety kupiliśmy już na stronie linii). Bilety Pekin-Tokio były chyba za ok.1000 zł/os. więc różnica to 400 zł.



W sierpniu 2015r loty Warszawa-Dubaj odbywały się niestety starym Airbusem z kiepskim systemem multimedialnym (brak VOD, kilka filmów lecących równolegle na różnych kanałach). Przylot do Dubaju punktualnie czyli przed godz.23. Wylot do Pekinu był po 4-tej rano czyli mieliśmy ok. 4-5 godz. na lotnisku. Trochę czasu spędziliśmy chodząc po sklepach i w kawiarni, resztę chcieliśmy przekimać na siedzeniach. Niestety był problem ze znalezieniem wolnych siedzeń. Okazało się, że terminal obsługujący loty do Azji i Afryki jest prawie pełen. Prawie wszystkie siedzenia (w tym wszystkie półleżące) zajęte były przez tłumy hindusów, chińczyków, malezyjczyków i afrykanów. W końcu znaleźliśmy miejsca przy jakiejś bramce, z której akurat odleciał samolot. Duży ruch cały czas w końcu to lotnisko czynne całą dobę. Mocna klimatyzacja i raczej chłodno (pomimo nocy na dworze było ok. 30 stopni. - nie ma to jak lato w Dubaju; w ciągu dnia było ponad 40 stopni).

Lot do Pekinu odbył się na pokładzie największego Airbusa czyli A380. Lecieliśmy ekonomiczną a samolot był na tyle duży, że nawet nie zauważyliśmy czy to dolny czy górny pokład. Siedzenia były większe niż w normalnym samolocie, więcej też było miejsca na nogi. No i normalny system multimedialny z VOD z dużą ilością filmów (ale w Delcie, którą lecieliśmy rok wcześniej było więcej filmów i to nowości). W rezultacie pół lotu oglądaliśmy filmy a resztę spaliśmy. Na pokładzie większość to Chińczycy, "białych" prawie nie ma.



Pekin

W Pekinie lądujemy ok 15. Trzeba odstać swoje do imigration bo kolejki są spore. Większość stanowisk jest tylko dla Chińczyków. Do Pekinu najprościej jest pojechać pociągiem/metrem ze stacji znajdującej się właściwie jeszcze w terminalu. Po wyjściu z terminala trzeba iść prosto, 100 m dalej pod tym samym dachem jest stacja. Bilety do kupienia w kasie po prawej stronie przed wejściem na peron. Bilet kosztował chyba ok. 25 CNY/os. Pociąg jedzie ok. 20-30 min (w stronę miasta trochę dłużej bo zachacza jeszcze o lotnisko krajowe). Po drodze jest stacja, na której można się przesiąść do metra ale jeśli ktoś chce do centrum to trzeba jechać do końca. Stacja końcowa znajduje się na stacji głównej linii metra jeżdżącej w kółko wokół centrum (chyba linia 2). Z tej linii można się przesiąść na inne linie.

Metro jest bardzo tanie i jeździ wszędzie. Najlepiej wykupić bilet wielorazowy. Nazwy stacji są w dwóch językach - po chińsku i po angielsku. To samo jest z komunikatami i mapami w metrze. Polecam wziąć darmową mapkę metra bo linii jest kilkanaście. Wejście na każdą stację jest kontrolowane jak na lotnisku - skaner do dużych bagaży i wykrywacze, którymi sprawdzają ludzi więc w godzinach szczytu mogą być kolejki. Na większości stacji nie ma wind ani ruchomych schodów więc przejście z walizkami jest trochę utrudnione. Wagony są klimatyzowane, niektóre bardzo więc osoby wrażliwsze powinny pamiętać o czymś do przykrycia.

Pierwsze wrażenia:
- prawie nikt nie mówi po angielsku. Nawet obsługa w lepszych hotelach zna angielski tylko na średnim poziomie. Obsługa w sklepie, metrze, przechodnie, taksówkarze nie znają angielskiego. W taksówce trzeba mieć kartkę z nazwą miejsca do którego się jedzie - najlepiej napisaną po chińsku. W hotelu dali nam specjalną kartkę z nazwami najbardziej popularnych miejsc i nazwą hotelu po chińsku.
- brak "białych". Spodziewaliśmy się chociaż jakiś wycieczek a tu prawie nic. Na głównej ulicy handlowej spotkaliśmy może 5-6 osób. Trochę więcej było w Zakazanym Mieście a najwięcej na Murze. Wzbudzaliśmy powszechną sensację. Wszyscy się za nami oglądali. Naszą córkę kilka razy prosili o zrobienie sobie z nią zdjęcia - i to zarówno dorośli jak i dzieci. Okazało się, że jest tam masa turystów z głębi Chin, którzy jeszcze nigdy nie widzieli "białego" człowieka.
- normą jest charkanie i plucie. Niby byliśmy o tym uprzedzeni ale co innego o tym słyszeć a co innego to widzieć. Idąc w tłumie co chwila ktoś charcze i pluje. Mnich przechodzący koło nas puścił bąka.



Należy pamiętać, że Chiny to jednak państwo mocno policyjne. W Pekinie policja jest prawie wszędzie Na głównej ulicy handlowej co 200-300 metrów stoi policjant, a na większych skrzyżowaniach furgonetka z kamerami na dachu (wygląda jak budka z jedzeniem).



Zwiedzając Pekin należy mieć ze sobą paszport i adres hotelu zapisany po chińsku. Nam się z paszportami udało, tzn. zostawiliśmy je w hotelu i nie mieliśmy kopii ze sobą ale ... Raz policja nas zatrzymała przy Tiananmen ale puścili nas dalej pomimo braku paszportów. Żeby kupić bilet do Zakazanego Miasta trzeba mieć paszport ale sprzedali nam bez, ale jak zamknęli miasto przed świętem narodowym to bez adresu hotelu nie przepuścili by nas za blokadę do hotelu (a i tak była długa dyskusja).

Wszyscy nam mówili o smogu, tymczasem pierwszego dnia faktycznie powietrze było trochę zamglone ale już drugiego dnia było błękitne niebo. Okazało się później, że z okazji święta narodowego zamknęli na kilka dni wszystkie fabryki wokół Pekinu.

Mapy - żyjemy w XXI w więc wydawałoby się, że wystarczy nawigacja w telefonie i wszędzie da się dojść czy dojechać (szczególnie z mapami offline). Niestety po raz kolejny pojawiły się problemy z GPS (mieliśmy poprzednio problemy z GPS w czasie naszej wizyty w Dubaju ale myśleliśmy, że to przypadek) - raz działa raz nie, częściej nie. Problemy są zarówno na iPhonach jak i na Samsungach. Niezastąpione okazały się mapy drukowane.

Przez jet laga mieliśmy problemy ze wstawaniem - tak naprawdę wstawaliśmy ok 10-11 więc na miasto wychodziliśmy 11:30-13. Ale, że mieliśmy 4 pełne dni to też nam się nie śpieszyło. W dwa dni zobaczyliśmy większość tego co trzeba zobaczyć w Pekinie, czyli np.

Zakazane Miasto - ma dwa główne wejścia: południowe czyli od placu Tiananmen (główne wejście, dojazd metrem) oraz północne (dojazd taksówką, autobusem). Większość ludzi wchodzi wejściem południowym. Miasto jest ogromne. Po przejściu pierwszej bramy wchodzimy na ogromny plac za którym widać drugą bramę. Przechodzimy przez drugą bramę a tam następny ogromny plac. Przechodzimy przez trzecią bramę, za którą znajduje się kolejny wielki plac. A temperatura >30. Dopiero na samym końcu znajduje się pałac i ogrody cesarskie. My w pewnym momencie skręciliśmy w bok i za dodatkową opłatą przeszliśmy przez budynki znajdujące się pomiędzy wewnętrznym i zewnętrznym murem (skarbiec, domy kurtyzan i emerytowanych cesarzy). W rezultacie do ogrodów cesarskich weszliśmy od tyłu.
Generalnie to co zachwyca to ogrom tego wszystkiego. To co zawodzi to to, że wszystko wygląda tak samo, jest mniejsze lub większe ale takie same. Do tego nie ma żadnego prawie wyposażenia. Budynki są właściwie puste i w większości ogląda się je z zewnątrz.

Lekki smog, wejście północne.




Świątynia Lamy - myślę, że warto zobaczyć. Dojazd oczywiście metrem (wejście do świątyni jest ok. 200m od metra). Jest to dość duży kompleks kilku świątyń położonych jedna za drugą. Każda kolejna jest coraz większa. W ostatniej ok.2-3 piętrowy posąg.



Pałac Letni - ogromny teren położony na przedmieściach. Dojazd metrem. Jedzie się ok. 30 min do przedostatniej stacji (oczywiście trzeba to sprawdzić bo Pekin się cały czas rozbudowuje i może się okazać, że przedostatnia stacja nie jest już przedostatnia).
Pałac składa się z ok. 5 części rozrzuconych w ogromnym parku na brzegu dużego jeziora. Do zobaczenia np. kanał przy samym głównym wejściu z ciekawymi przejściami i budynkami, wzgórze z zabudowaniami, przystań z bardzo znaną kamienną łodzią, wyspa z pałacem, budynki rządowe. Żeby przejść całość potrzeba co najmniej 2-3 godz. (więcej jeśli chce się to zrobić na spokojnie). Po jeziorze można popływać na łódkach.





Świątynia Nieba


Jeden dzień przeznaczyliśmy na Wielki Mur. Do najbliższego odcinka muru (ok. 80 km od Pekinu) można dojechać komunikacją (metro+autobus). My zdecydowaliśmy się na zorganizowaną wycieczkę z przewodnikiem. Za ok 200 CNY/os jest całodzienna wycieczka do grobowców Ming i na Wielki Mur (dalszy odcinek - mniej ludzi), z wizytą handlową w fabrykach wyrobów z jadeitu i jedwabiu oraz z chińskim obiadem. Wycieczka klimatyzowanym busem z angielskojęzycznym przewodnikiem. Odbiór i dowóz do hotelu. Firmę znaleźliśmy na tripadvisor.

Grobowce Ming - położone kilka pięter pod ziemią, przypominają trochę schron przeciwatomowy gdyż wyłożone są szarymi płytami kamiennymi. W środku właściwe nic nie ma - kilka sarkofagów + kamienny tron.






Pisałem już o święcie narodowym ale ... trzeba wiedzieć jak to u nich wygląda. Dostaliśmy informację z hotelu, że dzień przed naszym odlotem i w dzień odlotu dostęp do hotelu będzie ograniczony (access restricted). Myśleliśmy, że zamkną główną ulicę (były już ustawiane płotki) ale że przejdziemy sobie uliczkami od tyłu. Wychodzimy na kolację - faktycznie główna ulica oraz wszystkie sklepy, itp. zamknięte. Wsiadamy więc do metra, żeby pojechać gdzieś dalej. Po 22 wracamy do metra ale nie chcą nam sprzedać biletu. Na mapie (oraz na migi) pokazują nam, że linia metra przy której jest nasz hotel jest zamknięta. Ok, myślimy sobie, podjedziemy inną linią a jedną stację przejdziemy na piechotę. Trzy przecznice od hotelu napotykamy zagrodzone przejście i blokadę policyjną. Okazało się, że zamknęli całkowicie całe centrum - na długości 5-ciu stacji metra oraz na ok 800m po bokach tej linii. Całkowicie to znaczy, że mieszkańcom (ani turystom) nie wolno opuszczać budynków. Ulice były puste, na każdym skrzyżowaniu patrol policji. Podchodzimy do blokady i pokazujemy kartkę z adresem hotelu. Policjant pokazuje, że nie wolno. Dzwonimy do hotelu - recepcjonista potwierdza, że wszystko jest zamknięte i nie możemy wrócić do hotelu i on nie wie co mamy zrobić. Zebrał się wokół nas już większy tłumek tubylców ale oczywiście nikt nie zna angielskiego. Podchodzi do nas jakiś oficer. Wziął kartkę z adresem, żona podała mu telefon, żeby porozmawiał z recepcją hotelu (nam recepcjonista powiedział, że nie może potwierdzić policji, że tam mieszkamy), coś pogadał i jest ok - możemy iść. Idziemy środkiem ulicy bo ulice są puste. Boimy się iść chodnikiem, żeby ktoś nie pomyślał, że się skradamy. Zatrzymywali nas jeszcze dwa razy ale widząc kartkę z adresem i widząc, że nas przepuścili wcześniej puszczali nas dalej. Recepcjonista w hotelu był w szoku jak nas zobaczył - czyli, że i tak mieliśmy szczęście, że nas przepuścili. No ale następnego dnia odlatujemy o 13:30 a miasto ma być zamknięte do 13. Na szczęście okazuje się, że otwierają ok. 10. Faktycznie wypuścili nas (jeszcze było zamknięte) ale metro i taksówki jeszcze nie jeżdżą. Więc z naszymi walizami musimy bocznymi uliczkami dojść na piechotę jedną stację metra do innej linii. Dalej już było z górki - metrem na lotnisko. Byliśmy nawet przed czasem. W tym wypadku wyszła właśnie wyższość metra nad taksówką czy autobusem. Normalnie w Pekinie są duże korki a przy zamkniętym centrum korki na obwodnicach były gigantyczne. Dojazd taksówką z centrum może zająć nawet 2-2,5 godz.(wszystko zależy oczywiście od miejsca, pory dnia i pory roku).

Hongkong

Przelot do Hongkongu opóźniony. Nie dość, że samolot przyleciał później to jeszcze musimy czekać w samolocie ok.1h. Podobno była burza. Na szczęście w Cathay Pacific jest rozbudowany system multimedialny z dobrym VOD więc siedząc sobie wygodnie oglądamy filmy.

W Hongkongu szybkie przejście przez kontrolę. Dojazd do centrum (czyli na wyspę) najszybszy ale i najdroższy jest specjalnym pociągiem. Przejazd trwa chyba ok. 30 min z kilkoma przystankami po drodze. Na przejazd można kupić kartę, którą można używać we wszystkich środkach transportu a także do płacenia w różnych punktach. Kartę można doładowywać. Okazało się jednakże, że doładowanie z jakim kupiliśmy kartę starczyło tylko na przejazd. Aby przejść do metra trzeba ją było doładować ponownie. Zakup karty na lotnisku tylko za gotówkę. Kartę przy wyjeździe można oddać, zwracają wtedy kaucję.

Najlepszym środkiem transportu jest oczywiście metro - przede wszystkim nie stoi w korkach a tych jest sporo.

Pewnym zaskoczeniem jest dla nas smog. Nie jest zbyt duży ale powietrze jest cały czas zamglone. Serwisy podawały, że osoby wrażliwsze powinny pozostać w domu. Skąd smog? Niestety Hongkong graniczy z jednym z najbardziej uprzemysłowionych regionów Chin - tuż za granicą jest specjalna strefa ekonomiczna Shenzhen.

Co można zobaczyć?

Wyspa Lantau z wielkim posągiem siedzącego Buddy. Dojazd linią metra do ostatniej stacji, następnie przejście ok. 300m koło centrum handlowego do stacji kolejki linowej. Tam można wykupić różne opcje zwiedzania. Najtańsza to sam przejazd kolejką do Buddy. Przejazd może być kabiną standardową lub kabiną ze szklaną podłogą. Inne opcje to zwiedzanie autobusem wyspy, wizyta w wiosce rybackiej, rejs łodzią. Na wszystko potrzeba sporo czasu i pieniędzy.
Przejazd kolejką jest super. Na początku kolejka jedzie nad wodą, później wspina się na zielone wzgórza. Na końcu kolejki jest miasteczko zakupowo-restauracyjne a za nim na wzgórzu posąg Buddy.





Wzgórze Wiktorii - czyli punkt, z którego widać cały Hongkong. Dojazd specjalnym tramwajem. Na szczycie znajduje się budynek z dodatkowo płatnym punktem widokowym oraz centrum handlowe. Zamiast płacić za punkt widokowy można równie dobrze wyjść z budynku i przejść 100 m do publicznego punktu widokowego. Na szczyt najlepiej wjechać późnym popołudniem (np. ok 17). Można wtedy zrobić zdjęcia za dnia jak i w nocy (ok. 19 robi się ciemno). Niestety w tych godzinach kolejki do tramwaju na górę jak i w dół są dość duże. W budynku kolejki jest np. restauracja dla miłośników filmu Forrest Gump oraz owoców morza czyli Bubba Gump Shrimp Company.





Wieczorny pokaz świateł w porcie trochę nas rozczarował. Spodziewaliśmy się dużo więcej a tu trochę pobłyskały światła, parę razy włączyły się lasery. Może to przez to, że widzieliśmy inne pokazy w innych miejscach i ten po prostu tamtym nie dorównywał. Może zdecydowało też to, że czekaliśmy na pokaz 30 min. W tym czasie zgromadził się taki tłum, że późniejsze przyjście grozi tym, że niewiele się zobaczy.



Wioska rybacka (a raczej restauracje) na przedmieściach Hongkongu - Sam Ka Tsuen. Do wioski można dojechać metrem i po stronie lądowej autobusem ale my polecamy dojazd metrem na wyspie do stacji Sai Wan Ho oraz przejście do promu. Prom dopływa do samej wioski. Wioska wygląda z zewnątrz jak slams. To co ciekawe jest w środku. Wzdłuż głównej, zadaszonej uliczki ciągną się niezliczone akwaria z rybami i wszelkimi owocami morza. Pokazujesz co chcesz zjeść, oni to wyławiają i dają do restauracji gdzie jest przygotowywany posiłek. Restauracje wyglądają trochę ciemno - w większości nie mają okien. Dopiero na samym końcu jest duża restauracja z oknami na wodę. Do tego przy akwariach w tym miejscu są zdjęcia potraw - łatwiej jest podjąć decyzję. Za przygotowanie jednego dania restauracja dolicza z tego co pamiętam ok 100 miejscowych dol. Całość nie jest najtańsza - za 1 osobę z piciem wyszło chyba ok 150 zł.





Oczywiście jest też mnóstwo innych miejsc, są plaże, ścieżki spacerowe, park rozrywki, Disneyland. Wszystko zależy od tego co kogo interesuje. Do tego dochodzi jeszcze pogoda. My byliśmy w sierpniu - temperatury >30 i duża wilgotność. Na słońcu ciężko jest wytrzymać, z kolei pomiędzy budynkami ciężko oddychać.

Makau

Mając czas warto przepłynąć się do Makau. Promy odpływają z centrum, podróż trwa 1 godz. Trzeba pamiętać, że przekracza się granicę - trzeba mieć paszport, odstać swoje do odprawy a wracając od nowa wypełnić papiery graniczne.

W Macau są dwa terminale promowe - w starej i nowej części. Myśleliśmy, że dopłyniemy do starej części tymczasem wylądowaliśmy w nowej. Okazało się to zresztą dużym plusem. W obu terminalach można skorzystać z darmowych autobusów dowożących do kasyn. Tych samych autobusów można użyć do poruszania się pomiędzy starą a nową częścią Macau. My wybraliśmy autobus do kasyna Venetian. Jest to największe kasyno na świecie wzorowane na Venetianie z Las Vegas. Oprócz kasyna jest tu centrum handlowe z kanałem i gondolami.
Ponieważ nie mieliśmy wiele czasu (przypłynęliśmy po południu) do starej części pojechaliśmy taksówką (ok.50 zł). Przeszliśmy się wśród budynków dochodząc do ruin katedry. No cóż większe wrażenie robią jednak kasyna.





Tokio

Przelot do Tokio wiązał się w naszym przypadku ze zmianą pogody. W Tokio ok 25 stopni i pada. Do lądowania na Naricie podchodzimy dwa razy.
Przejazd z Narity do centrum czyli do Tokyo Station jest możliwy na wiele sposobów. Większość jest wymieniona na stronie lotniska. Ale ... najtańsze nie jest - z Narity do Tokyo Station jeździ autobus za 1000 jenów. Bez przystanków, przejazd ok 1h 10 min. Jedyny problem to ten, że ma ograniczoną liczbę miejsc. Pierwszy zabrał tylko 3 os, dopiero drugi (jeżdżą co ok 20 min) zabrał resztę. Z Narity do Tokio można też dojechać metrem. Niestety skład bez przesiadki jeździ tylko o określonych godzinach i za 1200 jenów dojeżdża w 1,5h do Shimbashi (oczywiście można wysiąść wcześniej).

Najlepszym środkiem transportu w Tokio jest oczywiście metro. Pewnym problemem jest to, że są dwa a nawet trzy systemy metra (trzeci jedzie na Daibę), nie licząc do tego jeszcze linii YR. Można kupić kartę na jeden rodzaj metra lub na oba. Aczkolwiek odkryliśmy w sumie, że prawie wszędzie można dojechać jedną linią metra. Bardzo pomocna jest mapka (my znaleźliśmy ją w hotelu) gdzie zaznaczone są główne punkty do zwiedzenia i łączące je linie metra - zamiast mozaiki wielu linii mamy zaznaczone 3 czy 4 linie metra.

Tokio jest nowoczesnym miastem i ma stosunkowo mało typowych zabytków. Można zobaczyć świątynię Akasuka, parę parków i innych świątyń, muzea. Jest też pałac cesarski ale nie zawsze jest otwarty i z tego co wiem, żeby go zwiedzić trzeba zapisać się przez internet parę tygodni wcześniej.

Tokio to raczej miasto, w którym można zobaczyć kulturę inną niż nasza. Dzielnica elektroniki Akihabara, Ginza i okolice Shibuya to miejsca ciekawe i inne.











Dodaj Komentarz